Podróż do „Serca ciemności”

Nieznana korespondencja Józefa Conrada z Afryki

G. Jean – Aubry, francuski badacz Conrada, który przed kilku laty ogłosił wybór jego francuskiej korespondencji, zdobył obecnie nowy, nieznany pakiet listów, odnoszących się do najbardziej charakterystycznego okresu w życiu każdego pisarza, do czasu zaczęcia pracy literackiej.

Listy pisane są po francusku. Aubry odnalazł je w Londynie. Adresatką była ciotka Conrada, a treść stanowią sprawy osobiste, związane z morską karierą Conrada. Przedewszystkiem wyprawa afrykańska, podróż do Kongo, gdzie Conrad próbował żeglugi rzecznej i skąd wrócił ze zrujnowanem zdrowiem i z wrażeniami, które opowiedział później w ponurem opowiadaniu „Serce ciemności”.

Ciotka Conrada, Małgorzata Poradowska, była francuzką, żoną dalekiego kuzyna Korzeniowskich, Aleksandra Poradowskiego, emigranta polskiego, który osiedlił się w Brukseli. Dzięki Poradowskiej Conrad, wówczas kapitan dalekiej żeglugi w marynarce brytyjskiej, otrzymuje dzięki wpływom ciotki dowództwo małego statku w Afryce. W Bordeaux wsiada na statek, mający go zawieźć do Kongo.

Pierwszy list, datowany jest 4 lutego 1890, ostatni – grudzień 1920. W pierwszym Conrad zapowiada przybycie do Brukseli, a w dalszych, najciekawszych, przesyła Poradowskiej relacje ze swego życia w Teneryfie, w Matadi, w Kinchassa.

Oto opis odjazdu na awanturniczą wyprawę: „W deszczowy dzień wyjechaliśmy z Bordeaux, dzień smutny, odjazd nie bardzo wesoły: męczą wspomnienia, mgliste wyrzuty, jeszcze bardziej mgliste nadzieje”. (Tenerifa, 15 maj 1890). „Gdyby tak było można uwolnić się od serca, od pamięci (a także od mózgu), a potem sprawić sobie nowy komplet tych rzeczy, życie byłoby idealnie lekkie… Tymczasem jestem zdrowy, oczekuję nieuniknionej gorączki” (10 czerwiec). „Jutro ruszam na piechotę. Niema tu osłów, z wyjątkiem waszego uniżonego sługi. 20 dni karawany”. (Matadi).

Przeszedłszy z Matadi do Kinchassa pieszo, zaciąga się na statek „Król Belgji”, jako pomocnik kapitana i przemierza Kongo, aż do Stanley Falls. Po powrocie do Kinchassa pisze:

„Pędzę tutaj smutne dni… Nie ma się co łudzić. Stanowczo żałuję, żem tu przybył, żałuję nawet gorzko.. Wszystko jest tu dla mnie nienawistne, ludzie i rzeczy, ale przedewszystkiem ludzie. A ja, ja również jestem dla nich antypatyczny.. Zacząwszy od dyrektora, który troszczy się o to żeby każdemu mówić, że mu się nie podobam, a kończąc na najpospolitszym mechaniku. Wszyscy mają dar drażnienia mi nerwów. Dyrektor jest pospolitym handlarzem kości słoniowej, który wyobraża sobie, że jest handlowcem, podczas kiedy stanowi coś w rodzaju afrykańskiego sklepikarza. Nazywa się Delcommune; nie znosi Anglików’, a ja oczywiście jestem tu za takiego uważany”. (Kinchassa, 26 października 1890).

Conrad skarży się na gorączkę tropikalną, pozatem dostaje ataku dyzenterji, trwającego pięć dni. Rzuca Afrykę, wraca do Brukseli. W Brukseli czeko go szpital. Conrada dręczy gorączka i ataki podagry, które będą go już prześladować do końca życia.

30 marca 1891, nierównem pismem pisze Conrad ze szpitala: „Leżałem w łóżku przez miesiąc i myślę, że to był najdłuższy miesiąc w mojem życiu”. Później powiedział do jednego z przyjaciół: „Przed Kongo byłem zwykłem zwierzęciem”.

Los Conrada jest nie do pozazdroszczenia. Ma dyplom kapitana, niewiele pieniędzy i zrujnowane zdrowie. Wiek – 34 lata. Jest w takim stanie, że nie może wziąć na siebie odpowiedzialności za prowadzenie parowca, choć właśnie ofiarowują mu miejsce kapitana. Kiedy umiera jeden z krewnych w Polsce, Conrad nie może się nawet zdobyć na wysianie listu z kondolencjami. Do Poradowskiej pisze z Londynu:

„Praca zebrania myśli i znalezienia słów po polsku jest – przynajmniej teraz – ponad moje siły”. „Jestem wciąż jeszcze pogrążony w najgłębszej ciemności, a moje marzenia są koszmarami”.

Wśród tego rozprężenia duchowego Conrad ma jedno, co go podtrzymuje. Ni stąd ni zowąd któregoś ranka w Londynie, zaczął pisać opowieść. Zatytułował ją „Almayer’s Folly” (Szaleństwo Almayera). Włóczył ze sobą rękopis do Polski, do Kongo.

Teraz jeździ na statku po Tamizie. W rękopisie dobrnął do dziewiątego rozdziału, ale na jesieni 1891 pisze w liście: „Wieczorem, kiedy wrócę do siebie, czuję się tak leniwy, że z przerażeniem patrzę na pióro, a co do kałamarza, tom go od dawna wygnał z pokoju”.

Nadarza mu się posada na linji australijskiej. Conrad jeździ od Sydney do Londynu i spowrotem. Raz, wieczorem na okręcie pokazuje rękopis „Almayera” jakiemuś podróżnemu, z którym się zaprzyjaźnił. Ten zachęca go do pisania.

Z początkiem 1894 r. Conrad znów jest w Londynie i podejmuje nanowo korespondencję z ciotką, po dwuletniej przerwie. Nie ukrywa już, że pisze, informuje ją w listach o postępach pracy. W ciągu trzech miesięcy pisze dwa ostatnie rozdziały i 29 kwietnia 1894 r. tak donosi ciotce:

„Z bólem komunikuję pani, że M. Kaspar Almayer umarł dziś rano o godzinie 3-ej. Skończone. Skrzypnięcie pióra, kreślącego słowo koniec, i nagle cały ten świat ludzi, którzy mówili do mych uszu, gestykulowali przed mojemi oczyma, żyli ze mną przez tyle lat, staje się garstką zjaw, które oddalają się, zacierają, toną we mgle, zatarte, zbladłe w słońcu tego świetnego i mrocznego dnia. Od chwili, gdy się obudziłem tego rana, zdaje mi się, że zamknąłem część siebie samego w tych stronach, które leżą przedemną. A jednak jestem zadowolony. Troszeczkę”.

Tak wyglądał debjut literacki Conrada. „Szaleństwo Almayera” pojawia się w księgarniach; Conrad pisze drugą książkę i zawsze wiernie informuje Poradowską o swej pracy.

Wydawany w latach 1926 – 1939 w Warszawie dziennik związany z ruchem narodowym; programowo antysemicki. Od 1934 roku związany z Obozem Narodowo-Radykalnym. Po delegalizacji ONR-u pismo stało się jego nieformalnym organem prasowym. Od roku 1935 wychodziło pod nazwą „ABC – Nowiny Codzienne” – było to wynikiem połączenia się tych dwóch dzienników. Pismo wielokrotnie cenzurowano i konfiskowano. Z jego niedzielnego, cotygodniowego dodatku kulturalnego powstał w 1935 roku tygodnik „Prosto z Mostu”.

Close