Sandomierz – wczoraj i dziś. – Warszawa przy końcu XVIII stulecia. – Smutna historia Łodzi.
(Korespondencja własna).
Sandomierz, w lutym.
Od dworca kolejowego w Sandomierzu roztrzęsiona dorożka pnie się powoli ku górze, ku miastu, położonemu w odległości 3 km. Oto już widać po drodze zamek królewski, jedną z najstarszych budowli Sandomierza. Tutaj jeszcze za czasów pogańskich mieścił się gród warowny, który Bolesław Chrobry umacniał przeciwko wrogom. Tutaj Kazimierz Sprawiedliwy przyjmował poselstwo, które przybyło doń z prośbą, aby objął władzę nad Ziemią Krakowską. Zamek ten w późniejszej jego postaci wybudował Kazimierz Wielki, a Zygmunt I przebudował wspaniale w stylu renesansu, wzorując się na zamku Krakowskim.
Sandomierz — wielkie ongiś miasto
Historia Sandomierza, a nawet jego nazwa tonie w pomroce dziejów. Bo niektórzy uważają, ze nazwa Sandomierza, zwanego ongi Sądomirem, pochodzi od dwóch słów: od Sąd i od Mir. A dopatrują się tej nazwy we wspomnieniach z czasów pogańskich, gdy na wzgórzach sandomierskich sądzono spory pomiędzy poszczególnymi rodami. Jeszcze dziś w narzeczu okolicznej ludności używa się nazwy „Sądomierz”. Doskonałe położenie tranzytowe Sandomierza na t. zw. dawnym szlaku węgierskim i krymskim sprzyjało rozwojowi gospodarczemu grodu, który korzystał z licznych przywilejów królewskich. W okresie napadów tatarskich miasto miało charakter obronny i opasane było murem. Miasto oddzielone było od zamku, który Tatarzy w r. 1260 zdobyli podstępem i wymordowali całą ludność miasta oraz załogę. Zginęło wówczas około 8000 mieszkańców, tj. niemal tyle, ile dzisiaj ich liczy ubogi powiatowy Sandomierz.
Szczególnie życzliwą opieką otaczał miasto Kazimierz Wielki, któremu zawdzięcza Sandomierz wspaniały rozwój gospodarczy. W tym okresie powstały liczne prywatne gmachy, ogrody i winnice, kwitł handel i rzemiosło, a miasto opasane zostało obronnym murem, na którym czuwał nowy murowany zamek. Pożary i napady wrogów, zarazy i wojny domowe, niszczą miasto zupełnie. A przecież w okresie swego świetnego rozwoju miało ono podobno liczyć 50.000 mieszkańców. Jak na ówczesne stosunki ludnościowe był to poprostu kolos, była to „metropolia gospodarcza”, potężny ośrodek handlu pszenicą i winem, po którym do dnia dzisiejszego zostały jeszcze podziemne składy i olbrzymie piwnice o dwóch nieraz kondygnacjach.
Upadek metropolii
Ale zawieruchy dziejowe, które, przeszły ponad Sandomierzem, przyniosły miastu upadek. Za rządów rosyjskich zdjęto z wieży ratuszowej herb królewskiego miasta, a akcja rusyfikatorska dopełnić miała dzieła zniszczenia. W zabudowaniach po skasowanym zakonie Reformatów urządzono cerkiew, w kolegium Jezuickim – gimnazjum rosyjskie, w zamku królewskim – więzienie.
O pięknym tym niegdyś mieście przed wojną mawiało się w Warszawie:
„Dziwne miasto w Polsce, w którym słyszy się tylko dwa języki: rosyjski (urzędników) i żydowski (kupców)”.
Język polski słyszało się tylko w małych domkach i chatkach na skraju miasta, już w pobliżu pól i łąk.
Warszawa za Canaletta
Teraźniejszy wygląd (nie wielkość) Sandomierza można porównać z Warszawą z epoki Canaletta, który uwiecznił na rysunkach fragmenty naszej stolicy: były wówczas piękne gmachy, ale obok – śmietniska i bezdroża. Na Tamce pasło się bydełko. Koło kościoła Wizytek na Krakowskiem roztasowały się „malownicze” budy i stragany. Tak było w końcu XVIII wieku.
A jeśli zrobimy jeszcze jeden skok wstecz, o setkę lat, do epoki króla Jana III – znajdziemy taki znamienny dokument, świadczący o staraniach nad doprowadzeniem ulic do jakiego takiego porządku i używalności. Jest to rozporządzenie p. t.: „Naprawa dróg i kanałów miasta i cirkumferencji”; rozporządzenie to zaleca, „jakoby te drogi publiczne naprawione, kanały i rynsztoki wychędożone, restaurowane, błoto, gnoje wywożone i na potym, aby na publiczne drogi żadne śmiecie i gnoje, z dworów, domów i ogrodów nie wyrzucane być mogły” (cyt. A. Przybylski „Ulice i mosty Warszawy”.)
W Geografii Łubieńskiego z roku 1740 czytamy:
„Samo zaś miasto murem opasane nie wielkie nad Wisłą, ale zawsze czyste, na przedmieściach zaś całe bruki błotami pokryte, osobliwie podczas jesieni i na łokieć nad brukiem”. (Dodajmy tu wyjaśnienie: „przedmieściami” nazywało się wówczas np… Krakowskie Przedmieście).
Ażeby wyobrazić sobie wygląd ówczesnej Warszawy, sięgnijmy jeszcze do świadectw przeszłości. W XVIII wieku niejednokrotnie występowały władze miejskie przeciwko wylewaniu przez okna „fecesów” i wyrzucaniu „zdechlizny”; na Wareckiej, Granicznej, Królewskiej, Lesznie, widziało się liczne mostki nad ściekami i strumykami. Jeszcze na początku XIX wieku na rogu Nowego Światu i Książęcej płynął strumień.
Te czasy wydają się nam – legendarne! Jak legendarne wydają się czasy przed wcieleniem Mazowsza do Korony przez Zygmunta I w XVI wieku. Mazowsze a z nim Warszawa ulegała przed tym najazdom Litwinów i sąsiednich Jadźwingów (Drohiczyn podlaski)… Nie należy jednak sądzić, żeby nasi przodkowie żyli wówczas zupełnie po barbarzyńsku. Pewno, że wtedy nie było łaźni pod Messalką na Krakowskim Przedmieściu, ale w ogóle łaźnie istniały i to w wielu domach już w XIV stuleciu. Ba, któryś z nieco późniejszych podróżników zagranicznych chwali sobie właśnie te objawy higieny w naszej stolicy. Poważne cofnięcie się, jeśli idzie o urządzenia miejskie, spowodowały wojny szwedzkie.
Brzydkie miasto – Łódź
Ale opuśćmy Warszawę i przyjrzyjmy się innemu miastu, które, rozwinęło się bardzo szybko, ulegając różnym przemianom, stając się w końcu drugim co do liczebności miastem w Polsce.
W roku ubiegłym liczyła Łódź 639 tysięcy mieszkańców. Już w roku 1863 była centrum przemysłu włókienniczego, a prawo miejskie otrzymała za Jagiełły w roku 1423. Ale podówczas miała ona wybitnie charakter rolniczy. Z końcem XVIII wieku następuje upadek miasta: ówczesne władze pruskie zastanawiają się, czy nie zamienić je na wieś. Takie to koleje przechodziło miasto, mające w herbie – łódkę i godło: „Ex navicula navis”. (Z łódki – okręt). Mieści się w tym zawołaniu zachęta do wzrostu, który ostatnio nastąpił, niestety, pod opieką zaborców, traktujących miasto bardzo po macoszemu, mało dbających o rozwój cywilizacyjny tego „Manchesteru Polskiego”. Potentaci łódzcy, przeważnie napływowy element, uważali swoje warsztaty za źródło łatwego bogacenia się, ale nie zostawili po sobie śladów kultury, nie wykazali dbałości o miasto, które im dawało dochody. Rezultat? Ot, choćby ten, że to przeszło półmilionowe miasto nie miało w dwudziestym wieku kanalizacji na ulicach…
W wolnej Polsce robi się wiele, aby zmienić wygląd naszych miast, np. Kalisza, zburzonego podczas wojny światowej – ale trzeba na to dużo czasu i dużo pieniędzy…