Kiedy latem tego roku wybudowano w Zakopanem za podatkowe pieniądze wielki garaż, który miał tylko jeden defekt – mianowicie, że auta w żaden sposób nie mogły doń wjechać, prasa nie pisnęła o tym oczywiście ani słówka. I nie było fotografii dygnitarzy z cylindrami i nożycami. Teraz kolejka na Gubałówkę ruszyła jakoś na szczęście, więc użyto do woli. Artykułów, zdjęć, pochwał, kwików entuzjazmu było tyleż co przed 3-ma miesiącami, przy montowaniu balonu stratosferycznego.
…Wspaniała zdobycz polskiego kolejnictwa… Gigantyczne dzieło polskich inżynierów… Triumf ministerstwa komunikacji… – tak brzmią najskromniejsze tytuły.
Za to o scenach na stołecznym dworcu głównym, któro zakasowały zupełnie zamieszanie w Pompei podczas wybuchu Wezuwiusza – cicho. W subsydiowanej, mundsztukowej, a więc właściwie w całej prasie ani wzmianki o tym. Czerwoniaki co notują pyskówkę każdych dwóch bab w maglu nie zauważyły dzikich awantur na dworcu. Przemilczano straszliwe spóźnienia, bałagan, rozprężenie i bezhołowie.
10 centymetrów śniegu i normalna doroczna porcja mrozu wystarczyły by konne dyliżanse uczynić niedościgłymi wzorami punktualności w porównaniu z naszymi pociągami.
– Mamy najlepszego na świecie ministra kolei, najlepszych na świecie wiceministrów! – wołają bacznościowe gazetki.
Wszystko w Polsce podlega jakiemuś ministrowi, zatem wszystko funkcjonuje idealnie. Bo dopatrzeć się błędów w resorcie jakiegokolwiek ministra to czyn antypaństwowy, złośliwy i szkodniczy. Skoro coś szwankuje już zbyt wyraźnie – jak np. koleje – to przestaje się o tym w ogóle mówić.
W latach 1773 – 88 szczytem złego tonu w Polsce było mówić o pierwszym rozbiorze. Król i rząd niecierpieli tego tematu. No więc nie mówiono.
Czy u nas nie wolno krytykować ministrów? Ależ ile kto chce, i jak najwięcej. Jeśli ktoś napisze książkę: „Błędy popełnione przez Walerego Sławka w czasie jego premierostwa” – to nawet Ozon da fundusze na jej wydanie. A o gaffach Bartla, Kozłowskiego, Świtalskiego kto zabrania pisać? A Jędrzejewicze przejdą do historii – i to nie jako kagańce oświaty. A jak w swoim czasie konfiskowano za tknięcie tych samych ludzi!
O urzędujących ministrach tylko dobrze – o dymisjonowanych prawdziwie! – oto zasada stosowana przez przytłaczającą większość prasy polskiej. Nie jest najszczęśliwsza.