(Ankieta „Wiadomości Literackich”)
1. Jak się Pani uczyła w szkole średniej?
2. Czem się Pani najbardziej interesowała?
3. Jaki był Pani stosunek do literatury?
1. W szkole średniej uczyłam się celująco ze wszystkich przedmiotów, z wyjątkiem arytmetyki i kaligrafji. Uczyłam się w szkole prywatnej, a więc polskiej, chociaż na prowincji, ale bardzo dobrej. Nauka była dla mnie czemś w rodzaju sportu i przyjemności, emocjonującym sposobem wyładowania energji i ustanawiania rozmaitych – jakby dzisiaj powiedziano – rekordów. Wyjątek stanowią cztery tylko na szczęście miesiące, które przebyłam w gimnazjum rosyjskiem. Męczyłam się tam i dostawałam dwóje.
2. Do klasy czwartej wszystkie przedmioty, których się uczyłam, interesowały mnie z jednakową siłą i jednakową chęcią ich opanowania. Od klasy czwartej bardziej niż innemi przedmiotami interesowałam się naukami przyrodniczemi, zwłaszcza geologią i bjologją.
Poza przedmiotami szkolnemi w niższych klasach namiętnie interesowały mnie, szumnie mówiąc, „sztuki plastyczne” – jakkolwiek moje obcowanie z niemi było więcej niżeli ubogie. Raz dostałam od koleżanek na imieniny reprodukcję główki Greuze’a w zielonej ramce, a niedługo potem zaprowadzono nas na jakąś wystawę obrazów, która przywędrowała skądś do Kalisza. Został mi z niej w pamięci zapach masy aksamitnych portjer i „piorunujący” wizerunek olbrzymiego półnagiego człowieka z podpisem: „Żyd wieczny tułacz”. Trzeciem źródłem emocyj artystycznych były reprodukcje w „Tygodniku Illustrowanym”, które długo wystarczały moim upodobaniom i które mi dały pierwszy ideał artystyczny. Był nim artysta Antoni Kamieński. Przez parę lat w czasie świąt i wakacyj w domu na wsi przerysowywałam wszystkie jego reprodukcje i chodziłam umazana węglem. Bardzo nie lubiłam wtedy rzeźby greckiej, i na tem tle powstawały spory z jedną z moich przyjaciółek, dziś już nieżyjącą, Aliną. W klasach wyższych poza szkołą interesowały mnie sprawy społeczne, rewolucja, strajki, P. P. S., Bebel. Malarstwo stanowiło jednak nadal przedmiot mojego uwielbienia, które objawiało się w pospolitem zresztą w tym czasie skupywaniu pocztówek i tanich reprodukcyj, oraz chodzeniu na wystawy (wyższe klasy przechodziłam w Warszawie). Wielkiem wydarzeniem życia stały się dla mnie pejzaże i winjety Wyspiańskiego – i kompozycje Malczewskiego. Bardzo lubiłam Okunia – a wcale nie bardzo zachwycałam się Chełmońskim.
Wiele uczuć i czasu kosztowała mnie miłość do pieśni ludowych, prawdziwie nieszczęśliwa, gdyż nie znając się na muzyce, zbierałam owe pieśni i zapisywałam je w sposób wysoce niedołężny. Muzyka wogóle oszołamiała mnie w każdej postaci, od katarynki przez orkiestrę Namysłowskiego – aż do opery i koncertu symfonicznego włącznie. Nie rozumiałam jej i poddawałam się czarowi wszelkich tonów w sposób zupełnie barbarzyński.
3. Moje zainteresowanie literaturą było zawsze połączone z chęcią własnej twórczości. Do klasy czwartej entuzjazmowała mnie literatura niemiecka, dzięki bardzo inteligentnej nauczycielce Niemce, która pięknie czytała. Pamiętam z tych czasów Heinego i „Don Carlosa” Schillera. W czasie wielkiej pauzy po obiedzie i po nauczeniu się lekcyj nasza przełożona, p. Helena Semadeniowa, czytała nam Szekspira i Orzeszkową. Dotychczas niektóre postacie Szekspira przemawiają do mnie brzmieniem jej głosu. Z literatury polskiej – pożerałam wielkich romantyków. Rozkoszny zamęt wywołały wtedy we mnie utwory Żeromskiego i „Wesele” Wyspiańskiego. Nigdy nie zapomnę dnia, w którym ktoś przywiózł z Krakowa pocztówki z przedstawienia „Wesela”, i oglądano je wśród słońca w pensjonarskiej jadalni. Sienkiewicz i Konopnicka przypadają na moje czasy przedszkolne, ostatnią falę Konopnickiej przeżyłam w drugiej klasie. Od klasy czwartej – Przybyszewski, Żeromski i Brzozowski. Przybyszewskiego „Z kujawskiej gleby” i Kasprowicza „Hymny” stanowiły pewnego rodzaju etap w moim rozwoju.