Do redaktora „Wiadomości Literackich”
Nie obeschły jeszcze pióra od czasu wysoce pouczającej polemiki na temat, czem wolno zajmować się pismu literackiemu, a czem nie, gdy zagadnienie to zostało rozszerzone i rozwiązane, i to przez „czynniki” najbardziej kompetentne i „miarodajne”, mianowicie przez policję.
A jak to było, opowiem.
W jednym z dzienników warszawskich („ABC”) drukuje się obecnie w odcinku moja powieść p. t. „Karjera Nikodema Dyzmy”.
Dla wyjaśnienia muszę dodać, że powieść ta jest próbą literackiej syntezy psychiki powojennego społeczeństwa polskiego. Psychikę tę, mojem zdaniem, charakteryzuje przedewszystkiem zdumiewający i niebywały brak kryterjów w ocenie zagadnień, ludzi i zdarzeń tak od strony etycznej jak gospodarczej, towarzyskiej, artystycznej, czy każdej innej. Dla uwypuklenia groteskowości tej dezorjentacji użyłem w powieści, w założeniu obyczajowej, techniki, którą, z braku innego terminu, nazwę techniką satyry podskórnej. Sprawia to, że powieść utrzymuje się na krawędzi między obrazem realistycznym a karykaturą. Szczegół ten podkreślam, gdyż nie pozostaje on bez znaczenia wobec stanowiska zajętego przez „czynniki”.
Nadto stwierdzam, że „Karjera Nikodema Dyzmy” nie ma absolutnie żadnej tendencji politycznej i że akcja jej toczy się w czasie nieokreślonym. Więc może dziś, może za lat dwadzieścia, a może nawet przed majem 1926 r.
Otóż dn. 6 b. m. Komisarjat Rządu m. Warszawy skonfiskował ex post dwa odcinki powieści za fragment opisujący bicie aresztowanej dziewczyny w urzędzie policyjnym. Delikwentkę rzucają najpierw z rąk do rąk (t. z w. „piłka”), następnie zaś owijają mokrem prześcieradłem i wymierzają kilkanaście uderzeń harapem.
Komisarjat Rządu, a raczej Główna Komenda Policji, na której żądanie nastąpiła konfiskata, dopatrzyła się w tem przestępstwa z artykułu pięćset któregoś, mówiącego o zohydzaniu urządzeń państwowych przez podawanie kłamliwych wiadomości.
Wypada wątpić, czy władze administracyjne mają podstawę prawną, aby uważać szczegóły powieści, wysnutej z fantazji autora, za… kłamliwe wiadomości. Biorąc rzecz z tego punktu widzenia, należałoby skonfiskować wszystkie powieści od stworzenia świata począwszy, a już szczególniej utwory tak zohydzające urządzenia państwowe jak „Przedwiośnie” Żeromskiego i „Czarne skrzydła” Kadena-Bandrowskiego, czy choćby świeżo wydane „Ściany świata” Nałkowskiej. Autorom wytoczyć proces i zapakować do kryminału. Niech ci szkodnicy wiedzą, o czem pisać wolno a o czem „strogo wospreszczajetsia”!
W zrozumieniu słuszności tej zasady teraz już wiem, jak należy zmienić opis badania. Oto przed komisarjat zajeżdża luksusowa limuzyna, z niej wysiada aresztowana Mańka Barcik. Warta prezentuje broń. Na progu uśmiechnięty komisarz wręcza aresztowanej pęk tuberoz, poczem podaje jej ramię i wprowadza do buduaru, gdzie już przygotowano „Cordon rouge” i ostrygi. Z sąsiedniego pokoju dolatują dyskretne dźwięki kołysanki, granej przez orkiestrę policyjną. Po wytwornej kolacji aresztowaną owija się w kaszmirskie szale i sześciu policjantów muska ją gałązkami mimozy. Nagle zwyrodniała i rozwścieczona aresztantka gwałtownym ruchem zdejmuje z lewej nogi morderczą pończochę, rzuca się na policjantów i masakruje ich tem strasznem narzędziem zbrodni. Przy życiu cudem zostaje tylko jeden i błagając o litość, wręcza aresztowanej pięknie oprawny tom kodeksu karnego z dedykacją. (Orkiestra gra arję z „Rycerskości wieśniaczej”).
Życie jest pięknę, na literatów zaś jest prosty sposób: przydzielić każdemu tęgiego przodownika policji, a wkrótce znikną z powieści kłamliwe wiadomości.
Wróćmy jednak do tematu. Otóż konfiskata dwóch odcinków „Karjery Nikodema Dyzmy” nastąpiła po Brześciu, po Łucku, po rewelacjach w sprawie Centnerszwera, po przemówieniu p. ministra Składkowskiego w komisji sejmowej, lecz co najzabawniejsze, nazajutrz, dosłownie nazajutrz po okólniku głównego komendanta policji, zabraniającym policjantom… bicia aresztowanych!
Wymowa faktów jest tu uderzająca.
Jeżeli sąd zatwierdzi konfiskatę, prokurator wytoczy mi proces. Oczekuję go z całym spokojem, przeświadczony, że przyczyni się on do uniemożliwienia na przyszłość szykanowania pisarzy, a incydent uznany zostanie za lapsus biurokratyczny, więcej – bo za objaw urazu psychicznego, polegającego na mierzeniu wszystkiego, nie wyłączając literatury, obmierzłą miarką polityki danego dnia.
Dla nikogo bowiem nie jest tajemnicą, że na decyzję konfiskaty wpłynąć musiało w znacznej mierze to, że w niektórych kołach politycznych wciąż imputują mi przynależność do Narodowej Demokracji i uważają za endeka niebezpiecznego dla obecnego ustroju! Z tego tytułu przed kilku laty wywieziono mnie za miasto i zbito, niestety, nie gałązkami mimozy, z tego tytułu w każdem zdaniu, które napiszę, dopatrują się aluzyj i tendencyj politycznych.
Istna manja prześladowcza!
Otóż oświadczam, że nigdy nietylko endekiem, lecz żadnym partyjnikiem partyjnym, czy partyjnikiem bezpartyjnym nie byłem, nie jestem i nie będę. Publicystykę zarzuciłem od dwóch lat, a nawet i dziennikarstwo, aby tylko jak najdalej odsunąć się od polityki. Nic nie pomaga!
Czy naprawdę w Polsce nie wolno dziś być człowiekiem na własną odpowiedzialność, czy naprawdę nie wolno własnemi oczami patrzeć na współczesne życie i mieć o niem własne zdanie?
Tadeusz Dołęga Mostowicz.