Gen. Speidel, obecny doradca kanclerza Adenauera w sprawach wojskowych, ma wybitne kwalifikacje do opisania lądowania sojuszników w Normandii i skreślenia sylwetki feldmarszałka Rommla*). Był szefem sztabu Rommla od kwietnia 1944 do chwili gdy Rommel został ranny ogniem angielskich myśliwców 17 lipca 1944, a następnie feldmarszałka von Kluge, wreszcie feldmarszałka Modela. 5 września 1944 został zdymisjonowany i natychmiast aresztowany przez Gestapo: cudem uniknął stryczka.
BŁĘDY NA ZACHODZIE
Speidel zaczyna od krytyki organizacji dowodzenia niemieckiego na Zachodzie. Naczelnym wodzem na Zachodzie – do 4 lipca a potem znowu od września 1944 – był feldmarszałek von Rundstedt, ukochany uczeń jeszcze Schlieffena, wielki strateg starej szkoły, który z powodu wieku nie wyzyskał nauk kampanii w Rosji i we Włoszech, poza tym stał się cynikiem zobojętniałym na wszystko. Z relacji Speidla wynikałoby że Rundstedt nie miał wyraźnego zakresu działania: marynarka podlegała Doenitzowi, Luftwaffe – Goeringowi, bronie specjalne, rezerwy, wszystkie większe decyzje – Keitlowi, Jodlowi i samemu Hitlerowi, gubernatorem wojskowym Francji był gen. von Stülpnagel, nadto tylko od Himlera brali rozkazy Gestapo i SS. Rundstedtowi podlegały dwie grupy armii: grupa B od Holandii po Loarę pod dowództwem Rommla i grupa armii G od Loary po Alpy pod dowództwem gen. Blaskowitza. Ponieważ grupa armii G właściwie stała bezczynnie a później, wzięta w dwa ognie, od północy i od Riviery, prawie rozleciała się bez strzału w czasie pośpiesznej ewakuacji, przeto operacyjnie dowodził tylko Rommel, Rundstedt był zbyteczny. Uznał to von Kluge, łącząc w swoim ręku naczelne dowództwo na Zachodzie z dowództwem grupy armii B po odpadnięciu Rommla.
Instrukcje Hitlera, osobiście udzielone Speidlowl, żądały obrony na brzegu, nie przewidywały żadnego manewru, cofania się, tej wojny ruchomej, w której Rommel – w Afryce – zdobył laury. Dotychczas historycy sądzili że Rommel podzielał zdanie Hitlera, natomiast Rundstedt był tej koncepcji przeciwny: z książki Speidla wynika że Rommel bronił poglądu iż jeśli w ciągu trzech dni nie uda się lądowania sojuszniczego zniszczyć, należy natychmiast ewakuować całą zachodnią i południową Francję i bronić linii Sekwany-Yonne-Saône – granica szwajcarska. Miał on też żądać zgrupowania wojsk pancernych jak najbliżej przypuszczalnego frontu, by móc przystąpić natychmiast do przeciwuderzenia. Tymczasem Hitler kazał te odwody – zbyt słabe -zgrupować na wschód od Paryża, i wynikająca stąd zwłoka miała mieć katastrofalne skutki dla całej obrony.
Speidel twierdzi, że Rommel dość trafnie przewidział miejsce lądowania, rozszerzając je tylko na północ, aż do Abbeville, po obu stronach Sekwany. Inwazji spodziewano się od 1 kwietnia; 18 maja ogłoszono alarm, który okazał się fałszywy. Te dwa miesiące zwłoki wyzyskali Niemcy dla umocnienia swych przygotowań: jak się zdaje, zwłoka sojusznikom na dobre nie wyszła. Ostatni prognostyk niemieckiego wywiadu brzmiał: lądowanie nastąpi pomiędzy 6 a 15 czerwca. Był więc trafny. O zaskoczeniu nie było mowy. Niemcy przeceniali siły sojuszników, sądzili że mają w Anglii 70 dywizji, z tego 65 gotowych do boju, w rzeczywistości było ich tylko 40. Trafnie zdawali sobie sprawę z absolutnej przewagi Anglosasów w powietrzu i na morzu, natomiast nie przewidzieli że artyleria morska będzie w stanie bombardować na odległość 25 mil, że Anglosasi zbudują sztuczny port (Mulberry Harbour), że wymyślili podwodny rurociąg naftowy (Pluto), że ich sprzęt okaże się tak potężny i o tyle lepszy od niemieckiego. Już o 3-ej rano 6 czerwca (D-Day) cała grupa armii została zaalarmowana. Rommel, który natychmiast wrócił z Berchtesgaden, zażądał od razu nadesłania wszystkich rezerw pancernych. Skutkiem odległości, trudności posuwania się za dnia, bombardowań powietrznych, dywizje pancerne mogły wstępować do boju zaledwie w pojedynkę: uderzenie jednej z nich 7 czerwca odparto z powodu błędów jej dowódcy: następne przeciwuderzenie pancerne 11 czerwca już było spóźnione: według autora, tylko pierwsze trzy dni są dla lądujących krytyczne. W czasie tego przeciwuderzenia bomby samolotów angielskich rozbiły cały sztab łączności: zabrakło sprzętu, sygnałów i oficerów należycie przeszkolonych. Dlatego to dalsze przeciwuderzenie grupy pancernej trzeba było odłożyć do końca czerwca, kiedy już nie można było marzyć o zepchnięciu sojuszników do morza. Tymczasem Rommel żądał aby ściągnięto posiłki z sąsiadującej 15-ej armii, która bezczynnie biwakowała w Pas-de-Calais – bez skutku: Hitler teraz wierzył, że lada chwila nastąpi drugie lądowanie na tym odcinku. Podobnie odmówił ściągnięcia rezerw z grupy armii G. A obiecanych posiłków w czołgach i zwłaszcza lotnictwie nie nadesłał.
WIZYTA HITLERA
Speidel daje ciekawy opis jedynej wizyty Hitlera na froncie zachodnim w tym okresie. 17 czerwca, pod naciskiem swych dowódców, Hitler zjechał do Margival, wioski koło Soissons na północ od Paryża, o 300 km od frontu, gdzie już w r. 1940 przygotowano „Führers Hauptquartier” na okres najazdu na Anglię: teraz po raz pierwszy i ostatni tej kwatery użyto. Tylko Hitler siedział, wszyscy inni stali. Był zmęczony, senny, bawił się ciągle okularami i kolorowymi ołówkami, które trzymał w ręku. Przywiózł ze sobą Jodla i głównego adiutanta gen. Schmundta. Zaczął od zwymyślania Rundstedta i Rommla za to że nie uniemożliwili lądowania. Nakazał bronić Cherbourga do ostatka. Tu zabrał głos Rommel, żądając ewakuacji Cherbourga, którego upadek przepowiedział co do dnia, i dowodząc że zamykanie wojsk w fortecach i portach osłabia główne siły. Ale Hitler był niewzruszony. W tych „fortecach” – oprócz Cherbourga podobnie obsadził Brest, Lorient, La Rochelle, St. Nazaire, ujście Girondy, Calais, Boulogne i t.d. – stracił 200.000 ludzi. Na wyspach na Kanale – Jersey i Guernsey – zamknął 35.000 ludzi, którzy się poddali – co prawda dopiero w maju 1945 – nie wystrzeliwszy ani jednego naboju.
Następnie Rommel przepowiedział przebicie się sojuszników z przyczółka w ogólnym kierunku na Paryż, zażądał posiłków, przede wszyskim lotnictwa, i dyrektyw, co ma zrobić gdy 1-a armia amerykańska przebije się przez Avranches (rzeczywiście, w 6 tygodni później przebiła się tam 3-a armia amerykańska gen. Pattona).
Hitler, bardzo niezadowolony, zaczął dowodzić że V-1, które właśnie od wczoraj puścił w ruch, zmuszą Anglików do kapitulacji i rychło przyniosą totalne zwycięstwo. Gdy feldmarszałkowie zażądali by V-1 skierowano na porty południowej Anglii, Hitler oświadczył że będzie atakował tylko Londyn, tak by jego ludność błagała o pokój.
Następnie Hitler gorzko się skarżył na Luftwaffe, że go „oszukała” ale nie zgodził się dać jej Rommlowi. Obiecał tysiąc „jet”ów w najbliższej przyszłości (nigdy ani jeden nie przyszedł). Oświadczył, że fronty włoski i rosyjski są ustabilizowane, i jeszcze raz zapowiedział że pod gradem V-1 i „jet”ów Anglia lada dzień się załamie.
Tymczasem zarządzono alarm lotniczy, i Hitler zlazł do schronu, który był tak mały że znaleźć się tam mogli tylko Führer, obaj feldmarszałkowie, ich szefowie sztabu i adiutant Hitlera. W schronie Rommel zawołał że trzeba natychmiast wojnę zakończyć, na co Hitler odpowiedział: „Niech pan się nie zajmuje wojną, ale swoją inwazją”.
Konferencja w Margival trwała od 9-ej rano do 4-ej pp., z przerwą na śniadanie: Hitler spałaszował miskę ryżu (po spróbowaniu jej przez adiutanta) i zażył wielką ilość pigułek i kropel. Przez cały czas dwóch esmanów stało za jego krzesłem z nabitą bronią. Konferencja ta pogłębiła nieufność Hitlera do Rommla. Zaraz po wyjeździe marszałków, Hitler omało nie zginął od własnego V-1, który zamiast polecieć na północ na Londyn, skręcił na południe i trzasnął o kilkaset metrów od bunkra Hitlera. Nikomu się nic nie stało. Hitler, nie dotrzymawszy obietnicy że objedzie front, natychmiast wrócił do Berchtesgaden.
NIEDOŁĘSTWO SOJUSZNIKÓW
Speidel podaje dokładny przebieg nudnych walk pozycyjnych na przyczółku normandzkim, które zakończyły się dopiero 31 lipca przebiciem się Pattona pod Avranches. Przebicie się nastąpiło w dniu D + 45, a było planowane na D + 10. 35 dni zmarnowali Anglosasi na dreptanie w miejscu, rozporządzając cały czas olbrzymią przewagą w ludziach, w sprzęcie, a zwłaszcza w powietrzu. Speidel powiada, że przy trochę lepszym dowodzeniu Anglicy mieli szereg okazji rozbicia frontu, że były dnie gdy całe odcinki były ogołocone. I był to nadto okres gdy strona niemiecka przeżywała szalony kryzys w związku z zamachem 20 lipca, a także z usunięciem Rundstedta (4 lipca), śmiercią z powodu ataku serca dowódcy 7-ej armii Dollmanna (29 czerwca), zabicia na froncie dowódcy korpusu Marcksa (18 lipca), dymisjonowania dowódcy wojsk pancernych bar. Geyra von Schweppenburg (5 lipca), zniknięcia Rommla ze sceny wskutek ran (17 lipca), straszliwej czystki po 20 lipca, usunięcia i samobójstwa feldmarszałka von Kluge (18 sierpnia) i t.d. i t.d. W tych warunkach tylko niesłychanemu niedołęstwu sojuszników a zwłaszcza Anglików należy przypisać, że wojny nie zakończono w r. 1944. Autor ma wielkie uznanie dla ich talentów organizacyjnych i technicznych, ale podkreśla że dowództwo było ospałe, niepomysłowe, przesadnie ostrożne, że bało się wszelkiego ryzyka. Podziwia niesłychane zgranie lotnictwa i wojsk lądowych, ale nie może pojąć nie wyzyskania tylu okazji. Przerwanie frontu powinno było nastąpić już w czerwcu. Dowódca 1-ej armii amerykańskiej gen, Hodges powinien był natychmiast zawrócić spod Paryża na Rouen – wówczas spod Falaise nie przedarłby się ani jeden człowiek. Jednego Pattona chwali Speidel jako wodza w wielkim stylu – ale był on ciągle spętany przez lękliwych zwierzchników. Najkatastrofalniejszym błędem Eisenhowera było zatrzymanie ofensywy u granic belgijsko-niemiecklej i lotaryńskiej około 8 września 1944; gdyby pędził dalej, jak chciał Patton, goniąc przed sobą Niemców bez oglądania się na tyły i ubezpieczenia, sojusznicy weszliby w Niemcy jak w masło i kapitulacja nastąpiłaby w październiku lub listopadzie 1944. Speidel dowodzi, że sojusznicy bali się mirażu – t.zw. linii Zygfryda, która była w stanie ruiny. Ale zatrzymawszy się dali Niemcom czas do odbudowania frontu i ściągnięcia rezerw. Tragiczne zaiste błędy. Ileż łez by się dało uniknąć, ile zniszczeń we Francji, która swą krwią i zabytkami zapłaciła za to kunktatorstwo i brak wyobraźni.
SPISEK ROMMLA
Z tą suchą wojskową narracją autor łączy opowiadanie polityczne, które czyta się jak romans kryminalny. O ile można mu wierzyć bez zastrzeżeń, gdy pisze o działaniach wojennych, o tyle przy polityce trochę podfryzowuje, przesadnie przy tym brązuje Rommla. Ma ułatwione zadanie, bo prawie wszyscy aktorzy tego dramatu nie żyją. Nie chce mi się wierzyć, aby aż tylu ludzi, tak wysoko stojących w hierarchii wojskowej mogło tak śmiało omawiać ze sobą, plany przewrotu, zgładzenie Hitlera, konspirować, telefonować, naradzać się, jeździć, konferować – a potem dać się zarżnąć jak barany. Jak sam Speidel uszedł z życiem, jeśli i w okresie inwazji i w trakcie walk rzeczywiście jeździł do Niemiec, by się tam spotykać ze Ströhlinem, z Neurathem i t.d., nie podobna pojąć. Jak mógł Kluge 20 lipca telefonować i do kwatery Hitlera w Rastenburgu i do Becka w kwaterze spiskowców w Berlinie i jeszcze prawie miesiąc pozostać naczelnym wodzem na Zachodzie, trudno zrozumieć. Dość że według Speidla Rommel miał być duszą spisku, że był przewidziany na naczelnego wodza po obaleniu Hitlera, a według niektórych planów na Prezydenta Rzeszy. Trudno się dziwić że Hitler kazał mu 18 października popełnić samobójstwo: dziwne tylko, że aż tak późno, Kluge hamletyzował. Jeżeli to wszystko jest prawdą, to Spitfire, który postrzelił Rommla 17 lipca, oddał rzeczywiście Hitlerowi największą usługę.
Oto rzekomy plan rządów Rommla opracowany przez niego i gen. von Stülpnagel (który wydaje się najbardziej bojowy ze spiskowców na Zachodzie – 20 lipca aresztował on nawet w Paryżu na kilka godzin 1200 urzędników Gestapo, lecz na rozkaz Klugego uwolnił ich, sam został zaraz odwołany do Berlina, po drodze próbował się zastrzelić, wskutek zamachu samobójczego stracił wzrok, został uratowany, uwięziony, storturowany i powieszony 30 sierpnia).
A oto plan spisku na Zachodzie.
Rommel wyśle do Eisenhowera pełnomocników do zawarcia zawieszenia broni. Wytyczne dla rokowań: Niemcy natychmiast ewakuują wszystkie terytoria zajęte na Zachodzie i cofają się za linię Zygfryda (o Włoszech i Skandynawii głucho). Sojusznicy natychmiast przerywają bombardowanie Rzeszy. Zawieszenie broni – nie „unconditional surrender” – poprzedza zawarcie pokoju „na podstawie porządku i zapobiegnięcia chaosowi”. Rommel oczekuje że sprzymierzeni skorzystają z tej okazji.
Na froncie wewnętrznym aresztowanie Hitlera, oddanie go pod sąd niemiecki, zajmie się tym naczelne dowództwo. Koniec rządów nazistowskich. Niemcami ma rządzić tryumwirat: gen. Beck, dr Goerdeler i Leuschner (socjalista). Rommel – naczelnym wodzem. Zawarcie „twórczego” pokoju w ramach stanów zjednoczonych Europy.
Front wschodni: dalsza walka. Obrona skróconej linii od ujścia Dunaju wzdłuż Karpat, poprzez Lwów, nad Wisłą aż do Kłajpedy. Ewakuacja Litwy i Kurlandii.
Jeżeli Rommel plan ten bral na serio i sądził, że na Zachodzie ktokolwiek zechce na jego podstawie rokować, był niezmiernie naiwny. Plan ten oznaczał po prostu rozbicie koalicji, przywrócenie „status quo ante” na Zachodzie i neutralność czy nawet poparcie dla Niemiec w dalszej walce z Rosją, przy czym mogło by się wydawać że Niemcy dostają na wschodzie wolną rękę – wszystko to w zamian za zmianę rządu i usunięcie Hitlera. Sojusznicy nie tylko nie mogli przyjąć tych warunków, nie mogli ich nawet przez sekundę brać pod uwagę. Minimum tego co można było im zaproponować, to okupowanie Ruhry i obu brzegów Renu; wówczas taka propozycja mogłaby znaleźć zwolenników. A przynajmniej Churchill z Rooseveltem mieliby wspaniałą kartę do szantażowania Stalina.
DAS EWIG GERMANISCHE
Na dwa momenty warto zwrócić jeszcze uwagę. W książce Speidla, jak we wszystkich znanych mi tego rodzaju wspomnieniach niemieckich, Polska w ogóle w rachunku nie figuruje. Mówi się o Turcji, Finlandii, Bułgarii i t.d. – Polskę się przemilcza całkowicie. Nie ma wyraźnych wskazówek, że „dobrzy” Niemcy – a gdzież mogą być „lepsi” od spiskowców 20 lipca ? – pogodzili się choćby z granicą 1939. Toteż wszystkie opowiastki, którymi samych siebie chętnie karmimy, że istnieją Niemcy, którzy się dobrowolnie pogodzą z Odrą i Nysą, są tylko dziecinnymi bajkami.
Druga uwaga, to wielkie ubóstwo myśli politycznej u niemieckich wojskowych. Jedyny akcent, który sprawia wrażenie szczerości, to podziw dla Francji i przeświadczenie że trzeba z nią dojść do porozumienia, ale na tym elementy pozytywne się kończą, pozostają tylko frazesy. Po cichu rozbrzmiewa nuta: dogadajmy się z Francją, a za to urządźmy sami Europę. Ten numer przejść nie może. Nie mniej niepokojący jest prymitywizm niemiecki gdy chodzi o ustrój Rzeszy: Speidel wyraźnie tęskni do pruskiej monarchii, żąda dla armii pozycji wyodrębnionej, zależności tylko od dynasty. Do Rzeszy Moltkego i Schlieffena napewno Europa nie tęskni.
Generałowie niemieccy z 20 lipca reprezentowali pewne tradycje, które, zwłaszcza na tle zbydlęcenia hitlerowskiego, wydają się szacowne. Reprezentowali jednak tylko przeszłość, wspominki. To mało. Za mało. Dla odrodzenia czy reedukacji Niemiec trzeba czegoś więcej. Osobiście uwierzę w powstanie nowych, dobrych Niemiec tylko wówczas: a) gdy ludność ich spadnie drogą emigracji i spadku stopy urodzin do 40 milionów; b) gdy staną się krajem nie nominalnie a naprawdę federacyjnym o bardzo słabym rządzie centralnym; c) gdy będą miały olbrzymią przewagę katolicką a nie będą krajem na poły protestanckim, jak obecnie; d) gdy przesiąkną całkowicie umysłowością i kulturą francuską a język francuski stanie się ich drugim językiem narodowym – Francja jest bowiem symbolem Europy, jest najważniejszym, jedynym prawdziwym „Kulturträger”em naszych czasów. Przecież Anglia jest krajem cywilizowanym tylko dla tego że przez czterysta lat pozostawała pod okupacją francuską. Tam, gdzie nie panują wpływy francuskie, panować musi barbarzyństwo i ciemnota, tam rodzić się muszą wciąż nowe knowania i zamachy na wolność ludów i godność człowieka.
W. A. Zbyszewski.
——–
*) We Defended Normandy. By Lieut.-Gen. Hans Speidel. Translated by Ian Colvin. Londyn, Herbert Jenkins, 1951; str. 182 i 2bbl.