Dzieje rozwoju ustroju Stanów Zjednoczonych dadzą się podzielić na trzy zasadnicze okresy: 1) okres rządów Kongresu; 2) Prezydenta; 3) Sądu Najwyższego.
Pierwszy okres cechował przemożny wpływ Kongresu, czyli władzy ustawodawczej: władza wykonawcza była całkowicie uzależniona od woli Kongresu. Dopiero w czasie wojny domowej Kongres utracił swoje dominujące stanowisko na rzecz Prezydenta, czyli władzy wykonawczej. Tę supremację władzy wykonawczej zapoczątkował Lincoln, który w celu skutecznego prowadzenia wojny uzurpował sobie nieograniczone uprawnienia. Rządził autorytatywnie poza Kongresem, w oparciu na opinii publicznej. Za jego to czasów zaczyna się rozwój rządów prezydencjalnych. Ukoronowaniem rządów prezydencjalnych były rządy Franklina Roosevelta. Przez pewien czas prowadził on uległy Kongres jak dyktator. Mając jasno określoną koncepcję polityczną urzeczywistniał ją z żelazną konsekwencją. Uczynił z rządu związkowego, klasyczny rząd prezydencjalny.
Całemu okresowi walki pomiędzy władzą ustawodawczą a wykonawczą przyglądał się z „Olimpu” Sąd Najwyższy. Raz ujmował się za Kongresem, raz za Prezydentem, a w istocie coraz bardziej wzmacniał swoją pozycję, i to nie tylko jako wykładnik prawa, ale i faktów, a więc polityki.
Władza sądowa Stanów nabrała szczególnego znaczenia w okresie, gdy prezesem Sądu Najwyższego został Marshall. Za czasów Marshalla ustrój Stanów, oparty na poszanowaniu prawa, przekształcił się w ustrój bezwzględnych rządów prawa.
Sąd Najwyższy jest jedynym czynnikiem w państwie, któremu przysługują uprawnienia nie tylko władzy sądowej, ale i politycznej. Dziewięciu sędziów Sądu Najwyższego, mianowanych dożywotnio przez Prezydenta, dzierży przemożną władzę prawną i faktyczną. Drogę do supremacji władzy sądowej w Stanach utorował Marshall w słynnych procesach „Marbury contra Madison” i „McColloch contra Maryland”, w których ustalił raz na zawsze prawo Sądu Najwyższego do uchylenia każdej ustawy Kongresu czy stanowego ciała ustawodawczego, jeśli zawiera ona normy prawne sprzeczne z konstytucją. On nadał konstytucji charakter „quasi religijny” i wyznaczył władzy sądowej, jak powiada Bryce, miejsce „żywego głosu konstytucji”. Dziewięciu sędziów decyduje o pokoju, dobrobycie i postępie Stanów. Bez ich działalności konstytucja byłaby tworem martwym. Oni interpretują prawa wewnętrzne i traktaty, do nich odwołuje się władza wykonawcza, gdy prawa jej są uszczuplane przez władzę ustawodawczą; do nich odwołuje się władza ustawodawcza w obronie swoich uprawnień naruszanych przez władzę wykonawczą; oni wreszcie określają pojęcie interesu publicznego i jego pierwszeństwo przed interesem prywatnym.
Tych dziewięciu sędziów stanowi faktyczny rząd, który nie tylko może uznać akt konstytucyjny za niekonstytucyjny, ale także na odwrót, akt niekonstytucyjny – za konstytucyjny. W ten sposób może regulować życie polityczne kraju. W decyzjach dziewięciu sędziów odgrywają rolę elementy raczej polityczne aniżeli prawne. W r. 1890 Kongres uchwalił t.zw. „Anti Trust Act”, który niezmiernie wzmacniał Kongres w opinii publicznej, co więcej, mógł zapewnić duża popularność Prezydentowi, który by go wprowadził w życie. Sąd Najwyższy w celu zachowania równowagi politycznej władz wydał w r. 1895 słynny wyrok na korzyść trustu cukrowego i tym samym za jednym posunięciem zadał cios Kongresowi i Prezydentowi. Gdy sprawa trochę przycichła Sąd Najwyższy postanowił wszakże zmienić orientację. Theodore Roosevelt skłonił Kongres do uchwalenia ustawy, której ostrze skierowane było przeciw działalności wielkich spółek akcyjnych i trustów. Sąd Najwyższy nie ogłosił wówczas że ustawa jest niekonstytucyjna, ale przyjął t.zw. „zasadę rozsądku”, na której podstawie rozróżniał spółki dobre i złe. W ten sposób zapewniał sobie przychylność pewnych spółek i trustów oraz części społeczeństwa, osłabiając Prezydenta i Kongres. Nie zawsze to co uznano za niekonstytucyjne przed kilkoma laty, uznawano za niekonstytucyjne w kilka lat później. Np. ograniczenie godzin pracy dorosłych mężczyzn uznano za niekonstytucyjne w r. 1905, ale za konstytucyjne w r. 1917. Nowy Ład (New Deal) Franklina Roosevelta, wprowadzający w życie radykalne reformy społeczne, Sąd Najwyższy uznał zrazu za niekonstytucyjny. Doszło do ostrego kryzysu, gdy Prezydent zagroził usunięciem sędziów Sądu Najwyższego i zastąpieniem ich przez ludzi, którzy będą lepiej rozumieli zmienione warunki gospodarcze i społeczne. Wywołał przez to wszakże silną reakcję w społeczeństwie w obronie „dziewięciu starców”, którzy w pogardliwym milczeniu przetrwali atak Roosevelta aż do ponownych wyborów prezydenckich. Z kolei Roosevelt musiał zamilknąć. Sąd Najwyższy uznał wówczas Nowy Ład za konstytucyjny. Co więcej, rozszerzył go przez odpowiednią interpretację i wysunął się w ten sposób w opinii publicznej na pierwsze miejsce, jako rzecznik prawa i postępu. Próby Prezydenta Trumana pójścia w ślady Roosevelta, zostały przez Sąd Najwyższy od razu sparaliżowane. Przejęcie przez Trumana zagrożonych strajkiem stalowni w tymczasowy zarząd państwowy Sąd Najwyższy uznał za akt niekonstytucyjny. Sąd wyszedł przy tym z założenia że władza wykonawcza Prezydenta musi mieć jakieś granice. Na pewno wszakże, kiedyś w przyszłości, gdy polityka będzie tego wymagała, „dziewięciu starców” zmieni stanowisko.
Dominujące stanowisko Sądu Najwyższego w dziedzinie polityki zaznacza się coraz bardziej. Stany wchodzą w okres faktycznych, pośrednich rządów władzy sądowej, wyraźniej – Sądu Najwyższego. Władza sądowa, która dotąd stała na straży państwa praworządnego, przekształca się stopniowo we władzę rządzącą prawników Sądu Najwyższego. Bezwzględne rządy prawa stają się w taki sposób rządami „dziewięciu starców”, którzy decydują poprzez uznawanie aktów rządowych bądź za konstytucyjne bądź za niekonstytucyjne, o kształtowaniu się polityki wewnętrznej i zagranicznej kraju. Władztwo rządów prawa, ustanowione i zamierzone przez twórców konstytucji, przeobraża się przez to nieraz w bezprawie. Zamierzony rząd prawa staje się rządem „dziewięciu starców” – więc już nie rządem prawa ale rządem prawników.
J. A. Gawenda.