Do redaktora „Wiadomości”
Bardzo ciekawy był artykuł Janty w nr. 384 „Wiadomości” o skandaliczności wrześniowych warunków ewakuacji skarbów wawelskich. Ale istotną skandalicznością był sam pomysł tej ewakuacji.
Skarby wawelskie należało – w miarę możności – zabezpieczyć na miejscu. Zapakować je w ogniotrwałe skrzynie, znieść do piwnic czy schronów… i tyle!
Niemcy zrabowaliby skarby… Bardzo możliwe. No to odebrałoby się je od nich po wojnie (jak np. ołtarz Wita Stwosza). Ostatecznie, po 150 latach, zrewindykowaliśmy jednak z petersburskiego Ermitażu Szczerbca Łokietka, arrasy z Gatczyny. Cóż za obłęd taskać historyczne pamiątki galarem, furmankami. To sto razy większe ryzyko. Jedna bomba lotnicza, kilka czołgów, jakaś banda żołnierska i – byłby bezpowrotny koniec pamiątek. Z pałacu Goeringa, ze szwabskiego muzeum – dzieła sztuki mogłyby wrócić na Wawel. Z dna Wisły – nigdy!
Historia dzieł sztuki, to historia rabunku. Wszystkie muzea (z British Museum i Luwrem na czele), to groty Ali-Baby i 40 rozbójników. Wielki Napoleon był największym złodziejem arcydzieł sztuki. Ale dla sztuki nie kradzież jest katastrofą, lecz zniszczenie.
Więcej chwały przynosi Włochom, że zrabowane w ich miastach obrazy mistrzów włoskich zdobią galerie świata, pro publico bono, niż gdyby te obrazy jacyś włoscy patrioci, uwożąc galarami, zatopili w jeziorze Como.
Lepiej – z dwojga złego – by chorągiew Sobieskiego wisiała w muzeum w Berlinie niż by ją baby z Wąwolnicy zużyły na ścierki.
Hitler zajął całą Europę. Mógł ogołacać wszystkie muzea. Lecz żadne „niedbale pozostawione” w nich dzieła sztuki i pamiątki nie były w takim niebezpieczeństwie zaginięcia na zawsze co „ratowane” i tak gorliwie „ewakuowane” skarby wawelskie. Rabunek był mniej groźny niż ratunek.
Co za szczęście, że rząd ograniczonego Sławoja nie nakazał również ewakuacji („na tydzień przed urzędami”) grobów królewskich z Wawelu.
I Biblioteki Jagiellońskiej… i Muzeum Czartoryskich… i Kościoła Mariackiego… i Kopca Kościuszki…
Nie zabiera się z sobą Kraju na emigrację.